Nie musimy czcić Stauffenberga
Dla Polaków Claus von Stauffenberg nie nadaje się na wspólnego eurobohatera walki z nazizmem, bo zbyt długo służył Hitlerowi i wierzył w szowinistyczne mity. Ale powinniśmy przyjąć do wiadomości, jaką rolę zajmuje on w świadomości Niemców
„Podczas gdy inni słuchali rozkazów – oni posłuchali głosu sumienia”: tak reklamowana jest „Walkiria”, pierwszy wyświetlany u nas film o zamachu z 20 lipca 1944 roku. Polacy znów stają wobec pytania: jak przyjąć postać szwabskiego arystokraty, weterana września 1939 i sprawcy zamachu na Hitlera?
A jak potraktowało bohatera powojennych Niemiec Hollywood? „Walkiria” omija szerokim łukiem większość wątpliwości, jakie Stauffenberg i reszta spiskowców wzbudzają zarówno nad Renem, jak i nad Wisłą.
Kowboj w kolorze feldgrau
Film powstał w kooperacji niemiecko-amerykańskiej. Niemiecki Federalny Fundusz Sztuki Filmowej wyasygnował na to 4.8 milliona euro. Niemcy najwyraźniej uznali, że tylko hollywoodzka gwiazda Tom Cruise i Bryan Singer – sprawny reżyser kina akcji – mogą zapewnić filmowi o niemieckim herosie światowy sukces. Frank Schirnmacher, wydawca dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, zaznaczał z satysfakcją: „Ten film ukształtuje wizerunek Niemiec na dziesięciolecia”.
Niemieckim decydentom bardziej chodziło o zapoznanie z postacią Stauffenberga widzów na świecie niż w Niemczech. Raptem cztery lata wcześniej, w 2004 roku, powstał w RFN niezły film Baiera „Stauffenberg”, który jednak przeszedł poza RFN bez echa. Amerykanów ujęła z kolei atrakcyjność tematu spisku na Adolfa Hitlera – najbardziej uniwersalnego dziś symbolu zła absolutnego....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta