Dwupartyjność manichejska
Polska polityka to okadzanie Świętowida Tuska i jego kapłanów oraz wleczenie ubranego w czapkę błazeńską Kaczyńskiego na stos ofiarny. Albo przeciwnie, wynoszenie Kaczyńskiego na ołtarze i hańbienie Tuska – pisze felietonista
Wśród fragmentów, strzępów pieśni mojego dzieciństwa kołacze mi się po głowie także urywek z powojennej wersji „Roty”. Szło to jakoś mniej więcej tak: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz brud, rozkoszne nam pomyje. My PPR-u wierny lud, potężne mamy ryje. Twierdzą nam będzie każdy żłób, tak nam dopomóż wróg, tak nam dopomóż wróg.”.
Do rozmaitych wersji tego, co się właściwie stało 4 czerwca 1989 – czy obaliliśmy komunizm, czy też obalił go osobiście Kiszczak, albo czy w ogóle (wersja generała Jaruzelskiego) niczego nie obalono, bo komunizm nie istniał – dorzucam jeszcze jedną, ludową czy ludyczną: wierny lud PPR został odsunięty od żłoba, a wróg nie przyszedł ryjom z pomocą.
W każdym razie nastąpiły zmiany i niemal natychmiast rozpoczęła się w nowej Polsce dyskusja o idealnym systemie politycznym, stosownym dla demokracji. Ideałem większości dyskutantów był system dwupartyjny, wzorowany na dwupolówce rolnej. Zachwalano żywotność i skuteczność demokracji brytyjskiej i sprawność dwupartyjnego systemu amerykańskiego.
Duchowy podział
Już się wydawało, że da się taki system zrealizować na łatwym podziale –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta