Opłaca się mówić Unii „nie”
Przywódcy Unii, idąc na rękę Irlandii, dali zły przykład. Wysłali sygnał pozostałym członkom UE: jeśli chcecie wywalczyć dla siebie jakieś przywileje, blokujcie unijne reformy – pisze publicysta
Unia Europejska odetchnęła z ulgą. Ponad 67 proc. mieszkańców Zielonej Wyspy w powtórzonym referendum opowiedziało się za traktatem z Lizbony. 3 miliony irlandzkich wyborców zdecydowały nie tylko o losie traktatu, ale także o losie przeszło 500 mln osób zamieszkujących Wspólnotę. Irlandczycy zdecydowali o mojej i twojej, drogi czytelniku, przyszłości. Czy powinniśmy zatem ruszyć do pubu na guinnessa?
Ostatnia deska ratunku
Za wcześnie na toasty. Decyzja Irlandczyków w żadnym razie nie jest wynikiem racjonalnej analizy sytuacji ani strategicznym wyborem mieszkańców wyspy. Jest owocem przypadkowego zbiegu okoliczności, który sprawił, że akurat tym razem zwolennicy integracji są górą. Co oznacza, że wcale tak być nie musiało.
Przypomnijmy: rok temu Irlandia odrzuciła traktat. Zrobili to ci sami mieszkańcy kraju, który – mimo wszystko – swoją dzisiejszą pozycję i dobrobyt społeczny zawdzięcza Europie. Irlandzkie „nie” dla Lizbony z czerwca 2008 r. jest zrozumiałe, kiedy spojrzymy na nie przez pryzmat partykularnego interesu Irlandczyków. Mieszkańcy Zielonej Wyspy, mówiąc wtedy „nie” traktatowi, powiedzieli „nie” pozostałym Europejczykom, a więc i zamieszkującym ich kraj Polakom, dając do zrozumienia: „nie mamy już zamiaru – w obliczu zaglądającej nam w oczy recesji – dzielić się swoim dobrobytem z biedniejszymi członkami...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta