Ostry dyżur parlamentarzysty
Pojawiają się na nich szaleni wynalazcy, osoby samotne, które chcą się wygadać, a nawet przestępcy
Dyżury poselskie stanowią dla polityków mieszaninę grozy, komedii, ale często i ciężkiej pracy, bo niektórzy interesanci proszą o wyciągnięcie ich z naprawdę poważnych tarapatów.
– Teraz, gdy jesień zapanowała na dobre, interesantów będzie więcej – spodziewa się poseł Jerzy Budnik z PO. – Zawsze uaktywniają się, gdy pogarsza się aura – dodaje. Ma na myśli głównie osoby z problemami psychicznymi, które są częstymi bywalcami biur poselskich.
Gość z wiadrem
Krzysztof Kononowicz, który w 2006 r. starał się o posadę prezydenta Białegostoku, to wśród posłów z Podlasia postać niemal legendarna. Na taką sławę zapracował sobie, regularnie odwiedzając ich biura na początku lat 90. Przychodził zwykle z wiadrem wypełnionym tajemniczą śmierdzącą substancją i żądał, by uczynić go komendantem miejskim policji. Posłowie grzecznie odmawiali. Musieli zazwyczaj przy tym mocno się postarać, by zachęcić Kononowicza do opuszczenia biura.
Podobnych osób na dyżurach jest sporo i zajmują posłom czas, który woleliby przeznaczyć na pomoc rzeczywiście potrzebującym. – Trudno takich ludzi wyprosić – zauważa poseł PiS Zbigniew Girzyński. – Przyszła do mnie kiedyś pani, która twierdziła, że jest nękana przez służby specjalne, bo one wiedzą, że poznała ich wstydliwe sekrety. Wyszła dopiero, gdy poleciłem jej, by nadal prowadziła obserwację,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta