Trzeźwy bankier, pijany rechot historii
Potęgę zawdzięczali tytoniowi i jak papierosowy dym rozpłynęli się w dziejach. Kronenbergowie
Tę historię należy opowiadać od końca. Zacząć od srebrnych drucików binokli z noskami wybitymi masą perłową. Od kluczyków z przytroczonym na wypłowiałej wstążce biletem wizytowym. Oczka sygnetu, na którego błękitnym tle srebrzy się herb „Strugi”. Uchwytów do zawieszania portier, powyginanych w wymyślne esowate kształty.
To o nich specjalista od muzealnych zbiorów napisze, że są tylko garścią przypadkowych przedmiotów, które zmieściły się do walizki uchodźców. I że stanowią jedynie odległe, smutne wspomnienie. Ich posiadacz – Leopold Jan, ostatni z Kronenbergów – zmarł w grudniu 1971 r. w Los Angeles. Nie zostawił dzieci.
Wiosną 1972 r. do Polski przyjeżdża wdowa, Janina Kronenberg. Chce sprawdzić, czy w kraju, w którym oficjalnie po wsze czasy ma panować socjalizm, znajdzie się miejsce na pamiątki po rodzinie symbolizującej tradycje kapitalizmu. Po rozmowach z prof. Januszem Durko, dyrektorem Muzeum Historycznego Miasta Warszawy, decyduje się przekazać rodzinne zbiory. Z Los Angeles pisze: „Ciągle wspominam mój pobyt w Polsce i smutno mi, że to tak daleko. Miło by było jeszcze raz pojechać, ale czy okoliczności pozwolą?”. Przyjeżdża w 1980 r. Idzie ulicą Piwną, potyka się, upada, umiera.
Kronenbergowie nie doczekali się uznania. Rodzina, która przeznaczyła fortunę na dobroczynność, filharmonię – a także wyścigi konne – nie ma...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta