Klich ośmiesza armię
Prowincja Ghazni stała się jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w Afganistanie, bo nie potrafiliśmy nad nią zapanować – mówi Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, Pawłowi Reszce i Michałowi Majewskiemu
Prawie tysiąc amerykańskich żołnierzy ma przejąć od Polaków trzy bazy wojskowe w afgańskiej prowincji Ghazni. Nasze oddziały skupią się teraz na ochronie jedynej w kraju autostrady, ciężar zaś walki z talibami w prowincji wezmą na siebie siły USA.
Rz: Jak pan ocenia decyzję o wycofaniu polskich sił z większej części prowincji Ghazni?
Decyzja jest uzasadniona. Od początku nie mieliśmy tyle sił, by kontrolować tę prowincję. Nie trzeba było brać za nią odpowiedzialności. To był wielki błąd. Każdy średnio wykształcony wojskowy zdawał sobie sprawę, że do Ghazni nie trzeba się pchać.
Gdy przejmowaliśmy Ghazni, szef MON Bogdan Klich argumentował, że siły skupione w jednej prowincji będą skuteczniejsze, a polska flaga będzie bardziej widoczna.
Ministrowi Klichowi się akurat nie dziwię, bo on nie ma w ogóle pojęcia o wojsku. Dziwię się wojskowym, którzy mu doradzali. Jak mogli nie przewidzieć rozwoju wypadków w Ghazni?
Dowódcy mieli obowiązek ocenić sytuację i odwieźć ministra od posłania tam wojsk. Nie zrobili jednak analizy operacyjnej.
Powstał chaos, bo ci, którzy podejmowali decyzje, nie mieli kompetencji.
Ci, którzy podejmowali decyzje? Czyli kto?
Minister Klich i jego otoczenie.
Chwileczkę, kiedy w październiku 2008 roku przejmowaliśmy Ghazni, był pan dowódcą Wojsk Lądowych....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta