Wąs, który łączył
Przez 15 lat patrzyliśmy, jak przeskakuje siebie. Jak z zahukanego chłopaka z Beskidów wyrastała gwiazda. Leciał Adam, leciał
Dachówki u Apoloniusza Tajnera Małysz, wbrew wiślańskiej legendzie, nie układał, lecz do kilku innych dachów rękę przyłożył. Nie tylko w Wiśle, ale i w Szczyrku, Istebnej. To się przecież tak właśnie mogło skończyć. Że dziś zamiast skoczni imienia Małysza, zamiast galerii trofeów, zamiast stojącego w holu Domu Zdrojowego Małysza z białej czekolady, któremu ktoś kiedyś urwał ucho i trzeba było figurę postawić za szybą, byłby w Wiśle jakiś warsztat dekarski, z właścicielem opowiadającym klientom, że miał talent do skoków, i nawet pierwsze sukcesy, ale widać nic więcej nie było mu pisane.
A jeszcze bardziej prawdopodobne, że byłby to warsztat samochodowy, bo od małego mu benzyna krążyła we krwi, trudno go było od pism motoryzacyjnych oderwać, przerabiał rozbite auta tak, żeby jeszcze można było nimi szpanować. Począwszy od tego malucha, o którym dziś mówi, że zrobił mu „wieś tuning", przez golfa, którego sobie kupił z premii za pierwsze sukcesy w Pucharze Świata, wiosną 1996 r., po audi, które musiał sprzedać, gdy te sukcesy nagle się skończyły, jeszcze szybciej kończyły się pieniądze, a był wtedy niedługo po ślubie i z małą córeczką. Pewnie nawet wykształcić by się wolał na mechanika, a nie dekarza, ale akurat mistrz od samochodów miał jakiegoś znajomego, którego musiał przyjąć, i Adamowi zostało bieganie po dachach.
– Pamiętam, jak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta