Życie jak rollercoaster
Nie byliśmy buntownikami, dobrze odnajdujemy się w korporacjach, bo chcemy zdobywać - mówi o swojej generacji Jan Komasa. Ta potrzeba jest za to kompletnie obca dzisiejszym nastolatkom. „Salę samobójców” zrobił właśnie o nich
Do „Sali samobójców", która tydzień temu weszła do kin, przylgnęła etykietka filmu, jakiego jeszcze w Polsce nie było. Coś w tym jest. To pierwszy polski obraz kultury emo, nowoczesny, świeży, a jednocześnie zaskakująco dojrzały warsztatowo. I niepokojący.
Jan Komasa opowiada historię osiemnastolatka, który tracąc związek uczuciowy z otoczeniem i rodziną, wchodzi w świat wirtualnego second life'u. Tam zakochuje się, tęskni, marzy. Utrzymuje kontakt z dziewczyną, która jest królową Sali Samobójców. Dom, szkoła, życie realne przestają być ważne. Dramatem staje się tylko odłączenie sieci. Ale w tej grze nie ma siedmiu istnień, ludzie naprawdę cierpią i krwawią, umierają. Ucieczka od codzienności może skończyć się tragedią.
„Sala samobójców" jest świetnie zrealizowana, kino aktorskie przeplata się tu z animacją ukazującą rzeczywistość wykreowaną w komputerze. Przede wszystkim jednak jest to krzyk pokolenia, które mając wszystko, nie daje sobie rady z życiem i ze sobą. Niezakorzenione i samotne, traci poczucie sensu istnienia.
Twórca „Sali samobójców" ma 29 lat, żonę, dwoje dzieci, a poza tym dziesiątki zrealizowanych reklam, dokument, teatr telewizji, kilka etiud. No i dwa filmy fabularne. Wszystko w jego życiu gna błyskawicznie.
Jan Komasa należy do pierwszej generacji wchodzących do kina...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta