Prometeusz wśród trumien
Grzechem polskiej polityki wschodniej jest defensywny minimalizm. Opiera się on na przeświadczeniu o tym, że tylko wraz z demokratyzacją państwa rosyjskiego wygasną jego imperialne apetyty, a nie bierze w ogóle pod uwagę perspektyw, jakie otwierają obecne tam tendencje odśrodkowe
Mawia się za Jerzym Giedroyciem, że Polską wyobraźnią geopolityczną współrządzą od kilkudziesięciu lat dwie trumny: Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego. Mało tego, koncepcje firmowane przez oba te nazwiska zostały w znaczącym stopniu zrealizowane. Tymczasem można odnieść nieodparte wrażenie, że w polskich sporach dotyczących polityki międzynarodowej ci dwaj politycy symbolizują cele, których nie udało się wciąż osiągnąć.
A skoro tak, to należy wciąż do tych celów dążyć.
Zacznijmy od Dmowskiego. To paradoks, że zmarły w roku 1939 przywódca endecji, który był pryncypialnym antykomunistą i wrogiem ZSRR, a dziś uchodzi za duchowego ojca polskiego nacjonalizmu, zwycięstwo odniósł po drugiej wojnie światowej. Ale właśnie wtedy Polska stała się państwem jednolitym etnicznie.
A także religijnie – państwem Polaków-katolików niezależnie od oficjalnej ideologii partii i od tego, jak traktowany był przez władze komunistyczne Kościół.
PRL jako ziszczenie endeckiego snu
PRL była państwem ziszczonego endeckiego snu także pod innymi ważnymi względami. Polska została ostatecznie „uwolniona" od balastu ziemiaństwa, a więc warstwy w tym sensie anachronicznej, że hamującej modernizację kraju, którą postulował Dmowski. Chodziło mu przecież o to, żeby Polska dynamicznie rozwijała swoją gospodarkę i goniła...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta