Jedenaste: nie agreguj
Według autorów „Forbesa" jestem 50. na liście najbardziej wpływowych osób na świecie. Co prawda pozostaję daleko w tyle za papieżem (piąte miejsce), ale liczę się bardziej niż prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Kolejny arbiter, czyli czasopismo „Vanity Fair", uznało mnie za 26. pod względem wpływów osobistość w kraju. Tygodnik „New York Observer", zacieśniając zakres do Nowego Jorku, umieścił mnie na 15. pozycji najnowszego wydania listy „Power 150", która obejmuje tak różne postaci jak burmistrz Michael Bloomberg i Lady Gaga. Tygodnik „New York" poprosił z kolei Woody'ego Allena o wskazanie najważniejszej osoby w naszym mieście. Padło – niestety – na mnie.
Świat knuje, by przekonać mnie o moim znaczeniu. Szacowny hollywoodzki scenarzysta kupił opcję na „prawa do mojego życia" (brzmi to nieco faustowsko), tak, że ktoś będzie mógł nakręcić o mnie film. Kiedy wystąpiłem niedawno w programie radiowym, pewna dziennikarka zajmująca się mediami uznała to za fakt takiej rangi, że przez godzinę pisała w swoim blogu relację na żywo. Cokolwiek zrobię albo nie zrobię, staje się od razu wydarzeniem. Niedawno nocą moja żona, nie mogąc usnąć, wpisała na Twitterze post: „Bezsenność. Kto jeszcze nie śpi?", ale niechcący zrobiła to z mojego konta. Natychmiast rozpętała się globalna dyskusja na temat stanu mojego umysłu.
Moglibyście spytać: co u licha? Przecież tylko prowadzę gazetę. Nie wymyśliłem leku na żadną chorobę, nie rządziłem krajem, nie odkryłem galaktyki ani nawet nie napisałem serii książek o czarodziejach albo wampirach....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta