Karta wstępu do firmy to rejestrator obecności, a nie wykonywanej pracy
Elektroniczny czytnik wejścia do zakładu nie zastąpi podpisu na liście. Taka ewidencja to żadna podstawa do rozstania z podwładnym, jeśli nie wynika z wewnętrznych przepisów
Coraz częściej zakłady pracy przypominają bastiony. Dostępu do nich bronią zamykane drzwi otwierane za pomocą kodu przypisanego każdemu pracownikowi lub specjalne karty elektroniczne.
Nie tylko odblokowują one wejście do pomieszczeń na różnych piętrach, poziomach czy przejściach, ale umożliwiają też uruchomienie drukarki, kserokopiarki czy faksu. Pozwalają również wjechać do garażu czy zaktywować stacjonarny telefon na biurku.
Cena techniki
Niewinne z pozoru urządzenie mające zapewnić ochronę mienia firmy może jednak obrócić się przeciwko zatrudnionym. Niewykluczone też, że uderzy w samego pracodawcę, jeśli zechce je wykorzystać jako rejestrator czasu pracy personelu.
Podobny obosieczny miecz to wszelkie loginy komputerowe czy telefoniczne. Przekonał się o tym pewien bank, w którym inspektor pracy nakazał zapłacić podwładnym za nadgodziny, biorąc za podstawę czasu pracy moment logowania i wylogowania personelu z systemu informatycznego.
Pracownicy robili to tuż po przyjściu do banku, niekiedy na pół godziny przed otwarciem placówki dla klientów, co inspektor uznał za start pracy (a więc nadgodziny), a czas wylogowania przypadał także po załatwieniu ostatnich interesantów.
Bank zapłacił, choć pracownicy zgodnie oświadczyli, że żadnych nadgodzin nie było, a logowanie zaraz po...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta