Święta sprzedają się jak seks
Z Maciejem Stuhrem rozmawia Jacek Cieślak
Rz: Jest staropolski zwyczaj stawiania na wigilijnym stole jednego wolnego talerza, by ugościć zbłąkanego wędrowca. Jednak pewnie wielu z nas się obawia, że rodzinne spotkanie zakłóci ktoś obcy. Kiedy rozmawialiśmy w dziale kultury „Rz" o tym, kto nie wywołałby negatywnych emocji – padło na pana. Ma pan świadomość, że może zapukać w Wigilię do prawie wszystkich drzwi w Polsce?
Maciej Stuhr: To zabawna sprawa, bo pamiętam, że już od wczesnego dzieciństwa bardzo chciałem być lubiany. Nawet miałem na tym punkcie małego hopla, co ma swoje dobre, ale też złe strony. Dlatego, kiedy byłem już starszy, postanowiłem sobie odpuścić i nie przejmować się, co ten albo tamten o mnie myśli, bo nie da się zaskarbić sympatii całego świata. A i nie zawsze ma to sens. Oczywiście, jeśli nam się to bezboleśnie udaje, to z pewnością pomaga i prowadzi do fantastycznych spotkań. Energia dawana ludziom wraca wtedy i nas wzmacnia. Trzeba jednak uważać, by nie zatracić siebie. Warto być sobą.
Skąd się bierze chęć bycia lubianym?
Pewnie z potrzeby akceptacji. Jednak od czasu, kiedy studiowałem psychologię, wiem, że czasami nie warto dzielić włosa na czworo, dlatego tej swojej skłonności staram się nie pogłębiać. Mam wrażenie, że jestem w tym coraz bardziej skuteczny. Trzeba żyć intuicyjnie, pozwalać sobie na emocjonalne reakcje, bo zbyt drobiazgowe autoanalizy do niczego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta