Jeden Loew i wiele lwów
Dzisiaj Holandia walczy o przetrwanie w turnieju. Z Niemcami, z którymi mecze są dla niej jak bitwa
Korespondencja z Charkowa
– No, to nas znów wpuścili w maliny – westchnął holenderski Jan Ciszewski 38 lat temu, gdy Gerd Mueller wbijał w finale mistrzostw świata w RFN gola na 2:1. Dla wielu Holendrów z tamtego pokolenia to jest najsłynniejsze zdanie, jakie kiedykolwiek usłyszeli w telewizji. O przegranym finale powstawały tam wiersze, opłakujące „matkę wszystkich porażek", i to, że „my byliśmy najlepsi, ale oni byli lepsi".
Niektórzy mówią, że w tych pięciu wyrazach o wpuszczaniu w maliny (po niderlandzku to brzmiało: „Zijn we er nog ingetuind") można zawrzeć całą historię holendersko-niemieckich zaszłości. Od sentymentu do wielkiego sąsiada przez szok, gdy ten sąsiad najechał kraj podczas drugiej wojny światowej – nie odwdzięczając się za to, że w Holandii mógł się ukryć przed odpowiedzialnością za wywołanie pierwszej wojny Kaiser Wilhelm II – aż po wojny futbolowe, gdy Holendrów doprowadzali do łez Kaiser Beckenbauer, Bomber Mueller, ten straszny Lothar Matthaeus i ten śmieszny Rudi Voeller.
Lecą rowery
Nie ma dla Holendra piękniejszego zwycięstwa w futbolu niż to nad Niemcami....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta