Wszystkie grzechy Baracka Obamy
Wygrał, bo był anty-Bushem. W najbliższy wtorek ma szansę zwyciężyć dzięki sprawnemu PR. Ale Ameryka po czterech latach jego rządów jest słabsza i bardziej zagubiona
Ciężko jest być prorokiem we własnym kraju, a jeszcze ciężej być nim za granicą. Szczególnie, jeśli wszystkim wokół składało się najbardziej wymyślne i fantastyczne obietnice, roztaczało wizję lepszego życia w dobrobycie i pokoju oraz atmosferze miłości między narodami i religiami. Jeśli w dodatku okazuje się, iż ów prorok nie jest wcale wysłannikiem bogów, lecz zwykłym śmiertelnikiem, rozczarowanie musi być podwójnie bolesne.
Cztery lata temu Barack Obama oczarował swoich rodaków i cały świat swoim optymizmem, świeżością i „nadzieją", która pojawiała się niemal w każdym wypowiadanym przez niego zdaniu. Bezrobotni liczyli na dawno niewidziany etat. Chorzy – na cudowne uzdrowienie służby zdrowia. Homoseksualiści – na zalegalizowanie jednopłciowych małżeństw w całych Stanach. Ekolodzy – na więcej paneli słonecznych i wiatrowych turbin. Pacyfiści – na zamknięcie więzienia w Guantánamo i zakończenie bezsensownej wojny z terroryzmem. Cały świat zaś liczył na to, że Obama zmieni buńczuczną, agresywną, napinającą muskuły Amerykę w łagodnego hegemona, wyrozumiałego, koncyliacyjnego, wyciągającego rękę do zgody. Że młody, ambitny prezydent pokaże nową, uśmiechniętą twarz swojego kraju, w przeciwieństwie do twarzy ponurej i zawziętej, którą symbolizował jego poprzednik.
Zielona gospodarka
Obama wygrał wybory w dużej mierze dlatego, iż...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta