Miesiąc różnicy, a ponad 60 zł mniej
Ten, kto odszedł z pracy w ubiegłym roku, stracił na rekompensacie urlopowej w stosunku do osób, które pożegnają się z firmą w styczniu. Niewykluczone jednak, że upomni się o brakującą należność
W ostatnim czasie rozstawaliśmy się z dwoma pracownikami, dla których dni wolne od pracy z racji pięciodniowego tygodnia zadań były ustalane co miesiąc. Chodziło o to, aby wykorzystać możliwość określenia ich na daty, kiedy przypadały święta. Jednemu z nich okres wypowiedzenia upłynął z końcem 2012 r., a drugiemu skończy się 31 stycznia 2013 r.
Obaj mieli zaległe urlopy wypoczynkowe, których nie zdołali wybrać podczas wymówienia i dlatego konieczna jest wypłata ekwiwalentu pieniężnego. O ile z pracownkiem, którego pożegnamy niebawem, nie ma problemu, bo urlop zostanie przeliczony według tegorocznego współczynnika, to czy nie należałoby zrewidować rachunków u osoby, która odeszła z etatu w grudniu? – pyta czytelniczka.
Niewykluczone, że pracownik, który od kilku tygodni jest już poza firmą, sam będzie się tego domagał. Czytelniczka słusznie podejrzewa, że przyczyną mogą być pretensje o zaniżoną rekompensatę za urlop wypoczynkowy. Z czego to wynika?
Do obliczenia ekwiwalentu urlopowego służy współczynnik ekwiwalentowy. Wskaźnik ten oznacza przeciętną miesięczną liczbę dni pracy. Im jest wyższy, bo uwzględnia więcej dniówek roboczych, tym szef mniej zapłaci w razie rozstania, gdy przed finiszem angażu zatrudniony nie wykorzystał wakacji w naturze. Pracownikom z kolei zależy na tym, aby ten parametr był jak najniższy.
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta