Godność celebryty
Ze „sprawy Fibaka” płynie wniosek, że jest on człowiekiem obrzydliwym, który powinien się wstydzić swojego postępowania, a może nawet leczyć u specjalistów. Ale czy jego wątpliwa etyka i obyczaje to wystarczający powód, żeby stosować wobec niego prowokację i sprawę opisywać?
Słowa stręczyciel i sutener nie padają tylko dlatego, że wydawcy boją się procesów. Ale insynuacje tabloidów, plotkarskich serwisów internetowych, podobnie jak uchodzącego za tygodnik opinii „Wprost", nie pozostawiają wątpliwości, że właśnie kimś takim jest Wojciech Fibak i że odpowiednie miejsce dla takich osobników jak on to więzienie. No, w najlepszym wypadku publiczny pręgierz, gdzieś pod Pałacem Kultury albo w innym odpowiednio eksponowanym miejscu, gdzie każdy mógłby mu napluć w twarz, obrzucić obelgami albo zgniłymi jajami.
Ani duchowny, ani moralista
A przecież jeszcze kilkanaście dni temu najbardziej znany polski tenisista uchodził za, jak to ujęła Alicja Resich-Modlińska, inteligentnego dżentelmena. Był ceniony, zapraszany i podziwiany. Uważano go za światowca, znawcę malarstwa, wybitnego sportowca, przyjaciela wielkich tego świata. Komentował, pojawiał się w mediach, bywał, pozował do zdjęć, uświetniał swoją obecnością różne gremia (np. przy okazji wyborów prezydenckich komitet poparcia Bronisława Komorowskiego).
Krótko mówiąc, był modelowym przykładem człowieka sukcesu. „Naszego", który wszedł do elity elit i brylował na salonach nie tylko tych polskich, ale także francuskich czy amerykańskich. Cóż więc takiego się stało, że dziś jest godną pogardy kreaturą, półgębkiem nazywaną...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta