Wielka miłość trudnego artysty
Andrzej Czajkowski był genialnym pianistą i kompozytorem. I tak uwielbiał Szekspira, że postanowił zagrać w „Hamlecie”... po swej śmierci.
Był aniołem, który łatwo zmieniał się w diabła. Zrywał przyjaźnie, potrafił obrazić bliskich i tych, którzy starali mu się pomóc w karierze.
Miał zresztą świadomość wad swego charakteru. Na okładce płyty wydanej w 1964 r. przez Columbia Records z „Wariacjami Goldbergowskimi” Bacha, które interpretował rewelacyjnie, napisał o sobie: „Jestem egocentryczny, impulsywny, gadatliwy, kapryśny, nieporządny, leniwy, depresyjny, lecz również szczery, spontaniczny, entuzjastyczny, niesamolubny i uczuciowy. Kłamię równie łatwo jak oddycham, ale tylko wtedy, gdy nie mam z tego pożytku”.
Ci, którzy go znali, nie mieli jednak wątpliwości, że obcują z geniuszem. Nawet najtrudniejszy utwór potrafił zagrać bez przygotowania, a po kilku tygodniach powtórzyć z pamięci. Kiedyś w Nowej Zelandii miał wykonać bez nut 22 koncerty fortepianowe Mozarta, choć znał zaledwie kilka z nich. „Z dnia na dzień – wspominał – uczyłem się i modliłem się, by podczas występu nie zagrać przez pomyłkę w jednym koncercie jakiejś części z innego”.
Dwa lata w szafie
Usprawiedliwienie dla siebie znajdował w traumatycznych przeżyciach wojennych. Urodził się w 1935 roku jako Robert Krauthammer, na miejscu rodzinnego domu stoi dziś fontanna przed warszawskim kinem Muranów. Za okupacji była to część getta, z którego na aryjską stronę wprowadziła go w 1942...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta