Święty Pat
tenis | Do Warszawy na mecz z Polską przyjechał Patrick Rafter. Australijczycy mówią z dumą – nasza legenda, i zaraz potem dodają: bardzo porządny facet.
Kapitana daviscupowej drużyny Australii dobrze pamiętają ci, którzy oglądali mecze o tytuł w US Open kilkanaście lat temu, może jeszcze lepiej widzowie wimbledońskich finałów w 2000 i 2001 roku. W Nowym Jorku dwa razy wygrał, w Londynie dwa razy przegrał. Walczył pięknie, bo jak zapomnieć jednego z ostatnich, którzy traktowali serwis i wolej tak samo naturalnie jak oddychanie. Wśród wspomnień jego gry jest i to, że zawsze, gdy podrzucił piłkę do serwisu i z jakiejś przyczyny jej nie uderzył, mówił tak głośno, żeby nie tylko rywal, lecz cały stadion słyszał: – Sorry, mate!
Siódmy z dziewiątki dzieci państwa Rafterów mówił, że został tenisistą, bo grał jeden ze starszych braci, a Pat lubił wspólne zabawy. W Mount Isa, raczej ponurym górniczym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta