Presja lepsza niż referendum
Głosowanie powszechne w sprawie odwołania polityka ze stanowiska nie ma sensu. Jeśli ktoś się nie sprawdza, to odpowie za swe błędy polityczne podczas najbliższych wyborów – mówi Michałowi Płocińskiemu szwajcarski politolog.
"Rz": Na rok przed wyborami samorządowymi Warszawę czeka referendum dotyczące odwołania prezydent miasta. Zwolennicy pani prezydent nawołują mieszkańców miasta, by w tym referendum nie głosowali, gdyż przy niskiej frekwencji wyniki głosowania nie będą wiążące. To nie jest przypadkiem niezgodne z duchem demokracji?
Wolf Linder: To trochę źle postawiony problem. U nas w Szwajcarii na przykład nie ma takiej instytucji, jak referendum w sprawie odwołania polityka. Jeśli któryś z wybranych oficjeli się nie sprawdza, odpowiada za swe błędy politycznie podczas najbliższych wyborów. Taka kontrola jest wystarczająca. Oczywiście, zupełnie innym tematem jest odpowiedzialność karna za łamanie prawa, ale co do odpowiedzialności politycznej, zwykły mechanizm wyborczy działa bardzo sprawnie.
Nie bądźmy naiwni: każda wersja demokracji jest w jakimś stopniu wadliwa. Świat idei i świat rzeczywisty wiele dzieli
Jednak instytucję referendum stosujecie przecież w bardzo szerokim zakresie.
Tylko że u nas referendum nie może być stosowane do odwoływania czy powoływania polityków – nie do tego ono służy. W takich celach zwołuje się co określony czas wybory, więc nie mieszajmy pojęć. Jeżeli oczekujemy od polityków, by byli poważni i realizowali swoje obietnice, to wymagajmy tego samego od siebie: przecież...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta