Chwilowy defekt demokracji
Nie wiem, czy tak się rodzi faszyzm. Nie byłem świadkiem narodzin tamtego prawdziwego z lat 30., a co do historycznych analogii, wiem na pewno, że zwykle trącą fałszem. Dlatego ich nie lubię. Ale jeszcze bardziej nie lubię terroryzowania przez niewielkie grupy miast, społeczności, narodów. A właśnie tego byłem świadkiem kilka dni temu przy okazji Marszu Niepodległości, który pewnie wbrew intencjom większości uczestników stał się polem bandyckich awantur.
Nie można o tym mówić inaczej. Wszelkie eufemizmy tylko zacierają obraz. W Warszawie, mieście, w którym mieszkam, 11 listopada doszło do aktu sterroryzowania mieszkańców milionowej stolicy przez rozbuchanych bandziorów. Nie wiem, ilu ich było, kilkuset, może tysiąc. Zaatakowali mieszkańców squatu. Podpalili instalację na placu Zbawiciela. Dopuścili się aktu agresji wobec Ambasady Rosyjskiej. Przeszli przez miasto jak burza, niszcząc, dewastując, budząc przerażenie. Nie będę tu pytał o to, co robiła policja. Pewnie mogła...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta