II RP też cisnęła podatników
Dzisiejszy system fiskalny wydaje się skomplikowany i drenujący nasze kieszenie. Ale przed wojną wcale nie było lżej.
Dziś przedsiębiorca używający w swoim biznesie samochodu wciąż walczy z fiskusem. Aby ominąć dotkliwy nieodliczalny VAT od pojazdów osobowych, wymyśla „samochody z kratką" i „bankowozy", na które przerabia zwykłe auta osobowe. A Ministerstwo Finansów nie daje za wygraną i wciąż przykręca śrubę. Nawet jeśli nasz fiskalizm jest na bakier z regułami unijnymi. Komisja Europejska właśnie rozpatruje wniosek od naszego rządu o przedłużenie obowiązywania ograniczeń w odliczeniu VAT od aut osobowych. Na domiar złego celnicy wciąż pobierają akcyzę od pikapów, bo wbrew dokumentom fabrycznym nie uznają ich za ciężarówki, tylko za pojazdy osobowe.
Kto wzdycha do czasów bez VAT, w których Bruksela była po prostu stolicą Belgii, niech wie, że w okresie międzywojennym życie przedsiębiorcy używającego pojazdów wcale nie było lżejsze niż dziś.
Ciężka dola automobilisty
Cofnijmy się do międzywojnia i załóżmy firmę przewozową. Gdybyśmy nasz interes zaczynali od konnej furmanki przed 1931 r., to płacilibyśmy opłatę kopytkową na rzecz gminy. Potem została zniesiona, ale pojawiła się opłata na rzecz Państwowego Funduszu Drogowego w wysokości 3 groszy od każdego tonokilometra przewożonego towaru.
Technika szła jednak naprzód i z wozu konnego przesiedliśmy się do samochodu. Tu dopiero widać, że ówczesne władze zdecydowanie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta