Biegactwo i inne religie
W weekendy zazwyczaj ulice w Warszawie pustoszeją. Przyjemnością jest wsiąść w samochód i nie zatrzymując się w korku przed każdym skrzyżowaniem, pohasać po mieście, choćby dla samej przyjemności jazdy autem, która w dni powszednie jest marzeniem ściętej głowy, bo cała stolica została rozkopana i końca remontów nie widać.
W ubiegłą niedzielę jednak z Żoliborza do pracy na bliskiej Woli jechałem niemal godzinę. W korku, metr po metrze, bez możliwości zjazdu na bok. Okazało się, że przyczyną był bieg uliczny, jakiś „półmaraton", nad którym zresztą – jak się potem dowiedziałem – miała patronat redakcja „Rzeczpospolitej".
Już sama nazwa „półmaraton" wywołuje mój protest. Trasa maratonu to 42 kilometry, i jeśli ktoś biegnie 21 kilometrów, to biegnie właśnie tyle – i z maratonem to nie ma nic wspólnego. Na tej zasadzie można mówić o biegu na nieco ponad 10 kilometrów jako o ćwierćmaratonie, a o biegu na 4200 metrów, że to decymaraton (albo jakoś tak). Jak rozumiem,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta