Wiele hałasu o nic
Grube nie znaczy wybitne. Olga Tokarczuk napisała obszerną powieść, ale wbrew opiniom jej kibiców udających krytyków nie jest to wielka literatura.
Gdybym był czytelnikiem naiwnym, pewnie czytałbym nową powieść Olgi Tokarczuk na klęczkach. Im bliżej było do jej wydania, tym częściej mówiono o jej gigantycznych rozmiarach, o ogromie pracy włożonej przez autorkę w jej napisanie, o intrygującym temacie. Nic dziwnego. Tokarczuk, choć pisze nierówno pod względem artystycznym, uważana jest za najwybitniejszą autorkę średniego (no cóż, już...) pokolenia. I rzeczywiście, jest to pisarstwo wyróżniające się na tle byle jakiej polskiej prozy, ale zawsze odnoszę wrażenie, że pisarka wybiera tematy zbyt chaotycznie. Jakby chciała za każdym razem wstrzelić się w ten, który przyciągnie uwagę czytelników.
Niby nic w tym zdrożnego, ale taka taktyka bardziej przystaje do autora komercyjnego. Pisarze z półki Tokarczuk na ogół budują się w zupełnie inny sposób, rozważnie zgłębiają jeden temat. Tymczasem autorka „Prawieku..." – na przykład – w połowie lat 90., gdy pojawia się chwilowa moda na ezoterykę, pisze powieść dotyczącą tej tematyki (zresztą udaną). Na fali mody na małe ojczyzny wydaje tekst utrzymany w tych klimatach, później podłącza się pod feminizm, wydając rzecz beznadziejną, a gdy pojawia się moda na ekologię, pisze aberracyjny kryminał ekologiczny, usprawiedliwiający krzywdzenie ludzi w imię praw zwierząt.
Tokarczuk uwodzi
Teraz, po pięciu niemal latach pracy, Tokarczuk...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta