Zagłada starej przędzalni
To nie kradzieże, przemyt czy działania fałszerzy są najpoważniejszym zagrożeniem dla polskich zabytków. Historia mysłakowickiej przędzalni, zabytku unikatowego w skali Europy, skupia jak w soczewce istniejące patologie – pisze naukowiec Maciej Trzciński.
Wydawać by się mogło, że problematyka przestępczości przeciwko zabytkom czy, szerzej rzecz ujmując, przeciwko dziedzictwu kulturowemu to przede wszystkim głośne kradzieże i efektowne fałszerstwa. Mamy w pamięci liczne i spektakularne kradzieże w muzeach, od historycznej już kradzieży „Mony Lisy" w 1911 r. w Luwrze po równie zuchwałe kradzieże Stephane'a Breitwiesera, owładniętego kolekcjonerską obsesją złodzieja, który gromadził kradzione z publicznych i prywatnych zbiorów arcydzieła, by później, odsiadując wyrok za popełnione przestępstwa, napisać bestsellerową książkę „Wyznania złodzieja dzieł sztuki" (Warszawa 2007). Mamy wreszcie głośne sprawy z Polski, choćby kradzież z Muzeum Narodowego w Poznaniu obrazu Claude'a Moneta „Plaża w Pourville" w 2000 r. (odzyskany w 2009 r.) czy bulwersującą nie tylko polską opinię publiczną kradzież tablicy „Arbeit macht frei" z Muzeum w Auschwitz (2009).
Bezczynność gorsza niż kradzież
Okazuje się jednak, iż to nie kradzieże, przemyt czy działania fałszerzy są najpoważniejszym zagrożeniem dla polskich zabytków. Najgorsze jest ich niszczenie. Brak starania o zabytki architektury powodował i nadal powoduje samoczynną degradację tych obiektów. Te wieloletnie zaniechania i bezczynność są, niestety, udziałem nie tylko prywatnych właścicieli, ale również Skarbu Państwa, Kościołów i związków...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta