Start-upy: ambitne i samodzielne
Nie podzielam wizji założyciela start-upu jako młodzika w plażowych klapkach.
agnieszka skala
Profesor Jerzy Cieślik w swojej opinii opublikowanej w „Rzeczpospolitej" 3 lipca porusza temat „mody na start-upy" i omawia trzy zagadnienia: problem z definicją pojęcia start-up, start-up jako zjawisko społeczno-kulturowe oraz start-up jako biznes i przedmiot polityki proinnowacyjnej państwa. Chętnie odniosę się do tych spraw.
Co do definicji, to faktycznie panuje spore zamieszanie. Kierowanie się kryterium wieku firmy, aby ją zakwalifikować jako start-up, jest, w mojej opinii, nieporozumieniem. Do innych należą przykładowo: szybkie tempo wzrostu przychodów, stosowanie zaawansowanej technologii, nakłady na działalność badawczo-rozwojową, brak ograniczeń geograficznych w sprzedaży, wysoki udział finansowania zewnętrznego i inne. Najpopularniejsze definicje autorstwa Steve'a Blanka i Erica Riesa, określające start-up jako „organizację poszukującą powtarzalnego i skalowalnego modelu biznesowego w warunkach skrajnej niepewności" są trafne i nośne intelektualnie, lecz nieprzydatne w chwili, gdy przystępujemy do badań ilościowych i trzeba jednoznacznie określić, co start-upem jest, a co nie.
Grupy i hybrydy
Z mojego doświadczenia wnoszę, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta