Pilna potrzeba etyki samoograniczania
Za postulat etyki samoograniczania w polskiej polityce dostałem manto z obu stron, ale też, jak nigdy dotąd – wiele głosów poparcia. Z jednej strony mój apel w radiu TOK FM odebrano jako atak na aktualny rząd, z drugiej jako wezwanie do fałszywej skromności. Otóż ani jedno, ani drugie.
Etyka samoograniczenia, jak ją rozumiem, to nie tylko dająca się zakwalifikować jako konstrukcja czysto marketingowa metoda pozyskiwania wyborców, ale to przede wszystkim postulat wyraźnego przesunięcia przez polityków akcentu z uczestniczenia we władzy na rzecz wykonywania służby publicznej. Ktoś powie: to tylko kategorie, puste słowa. Otóż nie. W naszej tradycji cywilizacyjnej pojęcia władzy i służby ilustrują dwa zupełnie różne podejścia do sfery publicznej. Władza (władztwo) wywodzi się z tradycji feudalnej i monarchicznej – zakłada relację pana wobec poddanego. Służba to dziedzictwo tradycji republikańskiej i demokratycznej, gdzie lepszy (lepiej predysponowany) jest wybierany do służby na rzecz większości. W europejskiej kulturze politycznej to rozróżnienie jest dość jasne. Co więcej, korzysta się z niego w sposób zupełnie świadomy.
Na Wschodzie, gdzie autokratyczna władza ma nieprzerwaną ciągłość, rządzący lubią pokazywać jej splendor. To etyka przesady. Władimir Putin kroczy w złoceniach kremlowskich korytarzy jak przez stulecia kroczyli Romanowowie. W drzwiach wyprężona straż i wybrane grono bijących rzęsiste brawa opryczników. Ale i on jest skromny przy nuworyszowskim kulcie jednostki, jaki stworzyli wokół siebie świeccy monarchowie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta