Być albo nie być w strefie euro to przede wszystkim decyzja polityczna
Finanse | Rząd PiS jest pierwszym, który wspólnej walucie mówi otwarcie „nie". Wskazuje na niespójność unijnych gospodarek, ale chodzi raczej o niechęć do dalszej integracji. Anna Cieślak-Wróblewska
„Rzeczpospolita" w pierwszym tegorocznym wydaniu wystosowała apel do premiera Mateusza Morawieckiego o wznowienie przygotowań do wejścia Polski do strefy euro. Pod listem otwartym podpisało się ponad 20 znanych ekonomistów, w tym b. premier Marek Belka i b. wicepremier Jerzy Hausner.
Nasz apel spotkał się z żywą reakcją, bo wizja euro w Polsce wzbudza wiele emocji. Obecne badania opinii publicznej wskazują, że większość Polaków (60–70 proc.) jest przeciwna przyjęciu wspólnej waluty. Po części wpływ na takie postawy mają zapewne przekonania polityków będących aktualnie u władzy.
Rząd PiS w jasny sposób deklaruje niechęć do euro, choć używa argumentów ekonomicznych, głównie tych dotyczących niespójności w poziomie rozwoju gospodarczego i społecznego. Prezes Jarosław Kaczyński w marcu 2017 r. w „Rzeczpospolitej" mówił, że Polska mogłaby przystąpić do Eurolandu wtedy, gdy osiągniemy 85 proc. poziomu zamożności Niemiec (liczonej jako wartość PKB na jednego mieszkańca). Na razie to ok. 30 proc., więc gonienie Zachodu zajmie nam od kilkunastu do kilkudziesięciu lat.
Rząd PiS jest też pierwszym, który po 2004 r. zaniechał jakichkolwiek przygotowań związanych z euro w Polsce. Od prawie dwóch lat nie są np. publikowane monitory konwergencji, nie ma odpowiedniego pełnomocnika, nikt nie pracuje nad tzw. mapą drogową, a NBP w 2017 r....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta