Biedne kraje też mogą mieć euro
To nie poziom zamożności decyduje o gotowości gospodarki do przyjęcia wspólnej waluty.
Anna Cieślak-Wróblewska
Nasz list otwarty do premiera w sprawie wznowienia przygotowań do przyjęcia euro w Polsce wywołał żywą dyskusję. Wśród oponentów często pojawia się argument, że polska gospodarka jest mniej rozwinięta i przez to niegotowa na wspólną walutę.
To nie klub bogatych
Polska rzeczywiście jest krajem na dorobku, a poziom zamożności (liczony jako PKB per capita) czy wynagrodzeń jest znacznie niższy niż w krajach Zachodu. Czy jednak automatycznie skreśla to nas z listy potencjalnych członków strefy euro?
– Ten argument jest z gruntu fałszywy – uważa Maciej Bukowski, prezes think tanku WISE Europa. – Poziom PKB per capita nie ma nic wspólnego ze wspólną walutą, obszary walutowe nie są klubami państw o wysokim dochodzie. Pełnią zupełnie inną funkcję – podkreśla. Dodaje, że w samej strefie euro – ale też np. w USA (które także są swoistym obszarem walutowym) – są kraje o nieporównywalnym poziomie PKB.
– Różnice w poziomie płac czy produktywności pracy nie są kryterium, które by nas wykluczało jako uczestnika z unii monetarnej – wtóruje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, sygnatariusz naszego apelu. – Odwrotnie, to właśnie wspólna waluta ma przyspieszać realną konwergencję gospodarek. Inna sprawa, że w przypadku krajów południa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta