Mierzi mnie kampania w Warszawie
Wszedłem do urzędu, w którym wcześniej praktycznie nic się nie dało zrobić. Ze wszystkim był problem i nic nie leżało w naszych kompetencjach. Na szczęście często nie wiedziałem, że się czegoś nie da, i okazało się, że się dało.
Ile miałeś lat, jak zostawałeś prezydentem?
25.
Naprawdę nie miałeś w tym wieku ciekawszych rzeczy do roboty?
Starachowice potrzebowały zmian i to mnie skłoniło, żeby się poświęcić. Bo polityka to też pewne poświęcenie. Trzeba wykroić ze swojego czasu prywatnego i rodzinnego kilka lat dla miasta.
Nie masz poczucia, że coś ci umknęło?
Sporo rzeczy mi umyka z życia młodego człowieka. Na szczęście nie wszystko.
Jak człowiek tak szybko ląduje tak wysoko, to może się przy okazji łatwo wylogować z rzeczywistości.
Gdybym nie pracował wcześniej zawodowo, to pewnie tak by było. Mógłbym mieć mylne pojęcie o tym, jak wygląda życie w takim mieście jak Starachowice. Pracowałem, odkąd tylko zdałem maturę. Odczytywałem na przykład wodomierze...
Chodziłeś po domach, jak inkasent z „Misia"?
Inkasentem nie byłem, bo nie zbierałem pieniędzy, ale rzeczywiście chodziłem po mieszkaniach. Potem, gdy po wyborach przychodzili do mnie ludzie i mówili: „co pan może wiedzieć o tym, w jakich warunkach my żyjemy?", pytałem: gdzie? I okazywało się, że doskonale wiedziałem, w jakich warunkach żyją, bo odczytywałem tam wodomierze.
Co cię pchnęło, żeby startować na prezydenta Starachowic? Jak ludzie słyszeli, że startuje ktoś w twoim wieku, to się pewnie pukali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta