Zawinił chodnik, a nie agresywny napastnik?
Zawodnik MMA pobił kobietę, a potem jej męża, który zmarł. Napastnik nie był za kratkami ani dnia.
Bartosz Zając mieszkał w Wielkiej Brytanii. Do Polski przyleciał z żoną świętować 37. urodziny. Udali się do lokalu w Bytomiu, gdzie spotkali znajomego. Doszło do kłótni. Zającowie wyszli z klubu. Napastnik poszedł za nimi. Zaatakował kobietę. Dostała pięścią w twarz i osunęła się na ziemię. Gdy odzyskała świadomość, zobaczyła zmasakrowanego męża: miał zakrwawioną twarz, leżał niemal nieprzytomny na chodniku. Zmarł po dwóch dniach w szpitalu.
Agresorem był Tomasz G., syn lokalnego biznesmena, zawodnik MMA. Sprawą zajęła się miejscowa prokuratura, która uznała, że Zając zginął w wyniku... nieszczęśliwego wypadku. Za śmierć miał odpowiadać chodnik, na który upadł poszkodowany. Tomasz G. został oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej i nieumyślne spowodowanie śmierci. Sąd skazał go na rok więzienia w zawieszeniu. Rodzina ofiary nie może pogodzić się z tym rozstrzygnięciem. ©℗ —rib