Okupy i szantaże, czyli jak się kradnie dzieła sztuki
Nie tylko prywatni kolekcjonerzy, ale i muzea decydują się płacić sprawcom określone kwoty, byle nie utracić zrabowanych przedmiotów – mówi prof. Wojciech Szafrański z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Gdyby miał pan wymienić najciekawsze kradzieże dzieł sztuki, byłyby to…
Trudno tak od razu wybrać te najciekawsze, patrząc i na Polskę, i na świat. Tym bardziej że kradzieże różnią się od siebie. Jestem przyzwyczajony do podziału zahaczającego o kryminalistykę. Dzielę kradzieże na cztery grupy. Pierwsza, gdy następują w trakcie udostępniania ekspozycji, czyli gdy muzeum jest otwarte. Druga to kradzież z włamaniem, o czym najczęściej słyszy się w mediach. Trzecia to napady rabunkowe z użyciem przemocy. I czwarta kategoria, o której często się w ogóle nie mówi, to kradzieże pracownicze nazywane w naszym świecie białymi kradzieżami, często o bardzo opóźnionej wykrywalności. Zajmuję się kradzieżami od strony naukowej, ale też jako biegły. Dlatego moje myślenie nie polega na tym, które z nich były najbardziej spektakularne, ale które są najbardziej pouczające czy mogą takie być z perspektywy przyszłych wydarzeń.
To które są? Proszę o przykłady.
Podam dwa, z Polski i z zagranicy. Polski przykład wydarzył się w 1991 r. z 26 na 27 listopada. Chodzi o kradzież z Muzeum Zamku w Pszczynie. Była to kradzież z włamaniem. Sprawcy w nocy dostali się do muzeum, skradli pięć figurek porcelanowych tzw. Małpiej Orkiestry i przy okazji jeszcze Biblię weimarską z XVIII w. Co ciekawe, w ciągu tego samego dnia i nocy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta