Wszyscy siedzą cicho
Niebawem poznamy nowego trenera reprezentacji Polski. Jego nazwisko poda prezes PZPN Cezary Kulesza, ale nie będzie go wybierał sam. Jedną złą decyzję już podjął, oby drugiej nie było.
Nie ma procedur w takiej sprawie ani w Polsce, ani w żadnym innym kraju. Przez kilkadziesiąt lat tylko w Niemczech (Zachodnich) obowiązywała zasada, zgodnie z którą nowy trener był asystentem odchodzącego. Sepp Herberger – Ottona Nerza, Helmut Schoen – Herbergera, Jupp Derwall – Schoena, Berti Vogts – Franza Beckenbauera, a wcześniej Derwalla, Joachim Loew – Juergena Klinsmanna, a Hansi Flick – Loewa (choć po kilkuletniej przerwie).
Taka zasada gwarantowała ciągłość myśli szkoleniowej i Niemcy długo bardzo dobrze na tym wychodzili. Ale nawet oni zerwali z pragmatyzmem po bolesnej porażce w mistrzostwach Europy roku 1984. Nie dość, że nie powierzyli kadry żadnemu z asystentów Derwalla, to jeszcze zerwali z niepisaną zasadą, zgodnie z którą trenerem reprezentacji może być tylko trener, pracujący wcześniej w Bundeslidze.
Uznali wówczas, że degrengolada jest tak głęboka, że bardziej niż trener potrzebny jest autorytet. Postawili więc na człowieka, który miał 39 lat, niedawno przestał grać w piłkę i nigdy nie był trenerem!
Tyle że ten człowiek nazywał się Franz Beckenbauer. Wszyscy powoływani przez niego zawodnicy byli zawodowcami i wiedzieli, co do nich należy. Zdecydowana większość grała w klubach Bundesligi. Beckenbauer tylko ich wybrał. Po dwóch latach Niemcy zostali wicemistrzami świata, a w roku 1990 wygrali mundial.
Przykład Niemiec jest wyjątkowy, ale...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta