Igrzyska dobrej nadziei
Impreza, którą organizowali wcześniej jedynie autokraci, to niepewny prestiż za duże pieniądze. Polacy chcą nadać jej blask.
Łączny koszt wydarzenia, podczas którego Kraków, Małopolska i delegatury zamiejscowe (Katowice, Rzeszów, Wrocław) przyjmą 7 tys. sportowców z 48 krajów, może sięgnąć nawet 2 mld zł, ale tylko jedna czwarta tej kwoty to cena organizacji igrzysk. Resztę pochłonęły inwestycje towarzyszące, które mają być dziedzictwem imprezy.
Samorządowcy oraz organizatorzy przekonują, że to środki, które i tak zostałyby wydane – tyle że w innym miejscu kraju, pewnie na ścianie wschodniej, a nie w Małopolsce i Krakowie. Najbliższe dni pokażą, czy było warto. Sukces zależy od frekwencji oraz zainteresowania – także za granicą. Skorzystają sportowcy, którzy powalczą u siebie o medale i kwalifikacje olimpijskie.
Kampanijne igrzyska
Tło jest znane, impreza rodziła się w bólach. Europejskie Stowarzyszenie Komitetów Olimpijskich (EOC) chciało własnego wielkiego wydarzenia – takiego, jakie od dawna odbywa się na innych kontynentach. Europa go nie miała, bo globalna Północ igrzyska olimpijskie oraz mistrzostwa świata w najważniejszych dyscyplinach zawsze traktowała jak swoje. Innych nie potrzebowała.
Pierwsza edycja odbyła się osiem lat temu w Baku. Sportowcy rywalizowali, a władza więziła opozycjonistów. Podróży na zawody odmówili czołowi zachodni liderzy, więc Ilhamowi Alijewowi w loży towarzyszyli szef Międzynarodowego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta