Wersal dla polskich jeźdźców
Znaleźliśmy się w dziesiątce krajów, które mają wszystkie trzy kwalifikacje olimpijskie – o odradzającym się polskim jeździectwie opowiada „Rzeczpospolitej” Marcin Kamiński, prezes Polskiego Związku Jeździeckiego.
Polskie jeździectwo ma na igrzyskach olimpijskich przedstawicieli we wszystkich konkurencjach – ujeżdżeniu, skokach przez przeszkody, WKKW. Czy to oznacza, że ten sport przeżywa renesans?
Pierwszy indywidualny medal dla Polski w historii igrzysk olimpijskich zdobył jeździec Adam Królikiewicz. Przed wojną polscy jeźdźcy zdobyli cztery medale, co pokazywało, że byliśmy w stanie w tamtym czasie nawiązać rywalizację z czołówką światową. Po II wojnie światowej koń został wycięty z obiegu sportowego. Jeździectwo stało się sportem limitowanym, działającym co najwyżej przy państwowych stadninach. Dopiero po 1989 roku sytuacja diametralnie się zmieniła. Powoli się zmieniamy, ale do sukcesów jeszcze daleka droga. Nie mamy jeszcze medali na najważniejszych imprezach mistrzowskich, igrzyskach, nie jesteśmy w stanie wystawić zawodników do najbardziej prestiżowych zawodów w naszym sporcie takich jak World Equestrian Festival w Aachen.
Dlaczego?
Przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio Japończycy wydali na przygotowania około 5 mln euro, Brytyjczycy – ok. 16 mln euro, a Polska ok. 400 tys. euro. To pokazuje, gdzie jest świat, a gdzie jesteśmy my. Od czołówki dzieli nas przepaść.
Może dlatego, że ze względów finansowych nie jest to sport szeroko dostępny?...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta