Niezrozumiana misja fundacji rodzinnych
Podstawą wprowadzenia tej dobrze przyjętej i obiektywnie niezbędnej instytucji był doraźny sojusz środowisk biznesowych, doradczych i rządowych. Co zrobić, aby nie zmarnować tego sukcesu – to dziś główny problem do rozstrzygnięcia. I to w tym samym gronie.
Nie opadł jeszcze kurz po hucznych pierwszych urodzinach fundacji rodzinnej, gdy sierpniowe doniesienia prasowe zmroziły krew w żyłach specjalistom od sukcesji. Zapowiedzi wiceministra Jarosława Nenemana „uszczelniania”, znane nam dobrze z przepisów „Polskiego Ładu”, czyt.: walki z wszelką optymalizacją podatkową, grożą z pewnością wylaniem dziecka z kąpielą. Przebija z nich przede wszystkim brak zrozumienia kształtu ustawy, będącej jednym z większych osiągnięć legislacyjnych ostatnich lat, splatających się w cel strategicznie korzystny dla Polski.
Jeszcze w maju i czerwcu branża doradcza licznie produkowała atrakcyjne raporty poświęcone rocznicy, za sukces uznając ponad 1 tys. zarejestrowanych podmiotów. Czy sama liczba daje powody do świętowania? Jaka jest struktura tych fundacji, komu były oferowane, w jaki sposób, kto skorzystał?
Czy zrobiliśmy wszystko, żeby zarazić szersze kręgi ideą pokoleniowej zmiany warty? O ile przez ten rok biznes radzi sobie niezgorzej z jej przyswojeniem, o tyle postawa szerszej rzeszy prawników i obecnej koalicji rządowej stawia ten sukces legislacyjny pod znakiem zapytania. Jeśli ministerstwo spełni swoje zapowiedzi, to śmiało można powiedzieć, że nigdy nie dotrzemy do liczby 2 tys. zarejestrowanych podmiotów. I taki będzie finał idei, która jest wielką, narodową sprawą, lecz odbierana była zbyt często jako kolejna gra w berka podatników z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta