Łowczyni głów
OPOWIADANIE
Łowczyni głów
BOGDAN MADEJ
Co tu dużo mówić, Lucyna Staszczak, z domu podobno Tarnowska, mężatka i matka trzyletniego syna, była po prostu super. Miałem u władz złą opinię i kiedy z wielkimi oporami przyjmowano mnie w cementowni do pracy w dziale płac, była jeszcze referentką w kadrach, ale wkrótce awansowała niebotycznie i objęła stanowisko asystentki naczelnego dyrektora. Sama była pociągająca -- szczupła i zgrabna jak modelka, miała nogi sięgające Bóg wie jak wysoko, pociągłą i miłą twarz, figurę gibką jak akrobatka. Rzucała się każdemu w o czy urodą, do tego dochodziło arystokratyczne hrabiowskie nazwisko, kojarzące się natychmiast co najmniej z biernym oporem wobec bzdur zakładowej partyjnej władzy.
Nie mogę powiedzieć, żebym to ja tak jej rzucał się w oczy. Kłaniałem się jej na korytarzu, kiedy z plikiem papierów wystukiwała obcasami ścieżki od jednego działu do drugiego, czy od jednego do drugiego zastępcy dyrektora, aona odkłaniała mi się z uśmiechem pełnym rezerwy -- póki co byłem dla niej niczym więcej jak anonimową pozycją na liście zatrudnionych.
Tymczasem ona razem z mężem, absolwentem krakowskiej politechniki, należała do trubakowskiej, drugiej klasy co prawda, ale jednak śmietanki towarzyskiej. W mieście prym wodził Mariański, znakomity szachista i emerytowany adwokat, przedwojenny...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta