Misja bez końca, Ukraiński exodus
REPORTAŻ: - Słowo "Ukrainiec" było najgorszą obrazą. Teraz często przyjaźnię się z tymi, z którymi dawniej się biłem - wyznaje Miron Sycz ze wsi Ostre Bardo
Misja bez końca
W 1988 roku w Górowie uczyło się 84 ukraińskich licealistów, dzisiaj jest ich 220. Na zdjęciu: uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 1997/98, Miron Sycz (trzeci od lewej) stoi przy stole FOT. PIOTR PŁACZKOWSKI
IWONA TRUSEWICZ
Nagle wieś Klingenberg znalazła się na końcu świata. Bzy dziczały, podwórza zarosła trawa i chwasty. Drogę do Frydlądu przecięły zasieki z kolczastego drutu.
Za plecami wsi wyrosła granica. Zieloną, porośniętą trzcinami doliną rzeka Łyna wlewała się za barierę z dwumetrowych płotów pod napięciem, oranej codziennie ziemi i wież strażniczych.
Wieś utraciła mieszkańców i nazwę. Utraciła mowę. Po dwóch latach milczenia, na wyłożonej kocimi łbami drodze zacharczały silniki ciężarówek. Kobiety, starzy mężczyźni, dzieci. Mówili językiem obcym w Klingenbergu i niezrozumiałym w Ostrym Bardzie.
Z nieufnością oglądali ceglane domy z czerwonymi dachami i pompy na podwórzach. Włosy mieli czarne, mowę śpiewną. Z tobołków wysupłali dziwne krzyże i ręczniki haftowane czerwono-czarnymi krzyżykami. Przyjechali z daleka, z woli nie swojej, do ziemi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta