Nie byle jaka kolęda
Nie byle jaka kolęda
ZDJĘCIA IZABELA REDLIŃSKA
IZABELA REDLIŃSKA
Gdy pierwszego roku chodzili po kolędzie, starsi ludzie mówili im, że kolędników we wsi nie było już chyba ze trzydzieści lat. Pierwszy raz poszło ich ośmioro. Dzieci z Silca i on - Jacek. W drugim roku ruszyli też do sąsiedniej wsi, do Leśnego Rowu. A w trzecim oprócz śpiewania kolęd zaczęli przedstawiać jasełka. Pojawiało się coraz więcej chętnych dzieci, więc podzielili się na dwie grupy. W święta 2001 roku było podobnie, ale teksty jasełek były inne.
- Chciałbym, żeby stroje były bardziej trwałe, żeby już na ulicy było widać, że to idzie nie byle jaka kolęda - mówił wtedy Jacek, który jest jej pomysłodawcą. Zaraz po kolędowaniu wyrzucił anielskie skrzydła do kosza. Sypały się. Czy będą nowe? Nie wiadomo. Może za rok Jacka już nie będzie w Silcu. Dom - stary dwór, w którym mieszka, jest na sprzedaż, a poza tym dokucza mu tu samotność.
Blokowisko, psychiatryk, komuna
Śmierć wpada na środek:
Moja kosa z każdym o życie walczyć może,
wyzionąć ducha...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta