Nie jeżdżę va banque
Nie jeżdżę va banque
"Kiedyś nadszedłem, gdy Straż Miejska szykowała się już do założenia mi blokady na koło: "Dlaczego nie zostawił pan karteczki z napisem ČKwintoÇ?"
fot. PIOTR KOWALCZYK
Rz: Jest pan rozpoznawany jako kasiarz Kwinto. Nie wszyscy jednak wiedzą o pana wojennym epizodzie motoryzacyjnym. Skąd się wziął w pana życiorysie?
JAN MACHULSKI: To była konieczność. Niemcy nawet dzieci gnali do roboty. Miałem czternaście lat, mieszkałem w Łodzi. Wezwali mnie do Arbeitsamtu, spytali, gdzie chciałbym pracować. Odpowiedziałem, że na rikszy. Riksz wtedy nie było - dziś za to pełno ich kursuje po Piotrkowskiej - więc wybrałem pracę przy samochodach. Skierowali mnie do warsztatu samochodowego polskiego fiata 508 przy ulicy Kościuszki 71. Pracowałem jako uczeń wraz z chłopakiem, któremu w Berlinie zabili rodziców. Bezdomny, trafił do Łodzi. Nauczyliśmy się nawzajem wielu słów: on polskich, ja niemieckich. Na tyle dobrze, że kiedy byłem później z teatrem w Niemczech, obywałem się bez tłumacza.
Na czym polegała pana praca?
Zaczynałem od czyszczenia podwozi, kół, wyskrobywałem panewki i wały korbowe. Później przez pół roku wydawałem w magazynie części, dzięki czemu miałem orientację, co do czego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta