Mit stabilnego prawa
Powszechnie przyjmuje się tezę o dobrodziejstwie prawa stabilnego. Czy zawsze słusznie – zastanawia się doktor prawa, dyrektor Centrum C-law.org, redaktor naczelny „Czasopisma Kwartalnego HUK”
Często słyszymy, że dobre jest tylko prawo stabilne. To prawda tak długo, jak długo stabilizacja dotyka stanu, który jest optymalny. Jeśli utrwali się prawo nieefektywne, wtedy stabilność oznacza złe prawo – im stabilniejsze, tym gorzej. To proste twierdzenie wymaga dyferencjacji.
Prawo stabilne to prawo jednolite w czasie. Dążenie do jego jednolitości nie jest prądem nowym i nie ma wymiaru wyłącznie czasowego; od dawna żywa jest dyskusja o jednolitości prawa w znaczeniu terytorialnym, czyli ujednolicaniu i zbliżaniu praw krajowych różnych państw, np. konwencja wiedeńska o międzynarodowej sprzedaży towarów czy całe obszary objęte harmonizacją wspólnotową.
O dylematach wyboru między prawem jednolitym a pluralizmem prawnym napisano już wiele, zwłaszcza w państwach federalnych (USA), ostatnio również coraz częściej w Unii Europejskiej. W odniesieniu natomiast do aspektu czasowego aksjomatycznie przyjmuje się tezę o dobrodziejstwach prawa stabilnego. Czy zawsze słusznie?
Koszty przejścia
Zmiany prawa pociągają za sobą koszty bezpośrednie, tj. koszty przejścia oraz koszty pośrednie będące konsekwencją zmiany regulacji. Ilustracją niech będzie wprowadzenie obowiązku jazdy na światłach mijania przez cały rok.
Kosztem bezpośrednim jest przygotowanie i przeforsowanie koncepcji, promulgacja, kampania informacyjna; kosztem pośrednim zużycie energii oraz koszty...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta