Podpatrzyć innych i dobrze się pokazać za rok
Już drugi rok z rzędu na styczniowym forum w Davos nie ma przedstawicieli polskich władz. Szkoda, ale nie jest to powód do lamentów. Bo nie warto, by premier czy prezydent ot tak sobie pojechali do Davos popatrzyć i posłuchać. To powinni robić ich doradcy do spraw marketingu, by zobaczyć, jak na takiej konferencji można wypromować kraj czy polityka.
Warto było przed kilkoma laty obserwować kosztowną ofensywę marketingową Chin, Indii czy dużo tańsze, ale skuteczne zabiegi Francuzów. Szefowie państw i rządów jadą do Davos po to, by się pokazać i by to ich było słychać. To jednak – jeśli się nie jest sekretarzem stanu USA czy kanclerzem Niemiec – wymaga sporych starań i przygotowań. Zwłaszcza gdy państwo nie jest w danym momencie na pierwszych stronach gazet. Pobyt przygotowany w ostatniej chwili, gdy nie można już sobie zapewnić udziału w co najmniej jednym dobrym panelu, niewiele daje. Nie przyciągnie uwagi zagranicznych dziennikarzy. Prawda jest brutalna – mając do wyboru ponad setkę VIP-ów, media wychwytują tych najbardziej prominentnych albo swoich – krajowych. Warto więc już teraz zacząć myśleć o tym, jak dobrze wypaść na przyszłorocznym forum. Tylko czy teraz jest w Davos ktoś, kto podpatruje, jak w tym roku promują się inni?