Przebierańcy z ASP, czyli antysnobizm na zgniły Zachód
Studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych. Parada kreacji – a raczej ekstrawagancji – odbywała się tam co dnia. Tradycja dotycząca płci obydwu, której żadne pokolenie nie miało ochoty się sprzeciwić
Bez względu na czasy, dbałość o własny, oryginalny styl stanowiła warunek konieczny, żeby liczyć się w tym niewielkim zespole. Studencka brać nie oceniała talentu – lecz wygląd. Gdy nadchodził karnawał i zaczynały się imprezy, inwencja w zakresie strojów przybierała na sile.
Na bale przebierańców czekaliśmy ze szczególnym napięciem. Będzie narzucona tematyka czy każdy wygłup dozwolony? Ale nawet najściślej określone hasło wywoławcze pozwalało na improwizacje. Od czego dowcip i wyobraźnia? Oraz swoboda skojarzeń? W końcu artyście nie przystoi pójść do wypożyczalni kostiumów i po prostu przebrać się za jakąś postać.
Pierwszy mój bal – to była manifestacja dzieci kwiatów. Nie znosiłam tej słodkiej stylistyki. Postanowiłam się sprzeciwić. Zawalczyć. Stąd pomysł na sukienkę-zbroję. Widziałam podobne w żurnalach. Ale skąd w PRL wziąć materiał...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta