Trzeba się rozliczyć nawet z rzucającym pracę
Gdy zatrudniony nie przychodzi do pracy, a ty nic z tym nie robisz, stosunek pracy ciągle trwa. Co więcej, upływający czas zwiększa niekiedy jego uprawnienia
Gdy ktoś przestaje pojawiać się w pracy, nie usprawiedliwia swojej nieobecności, nie kontaktuje się z szefem, porzucił zapewne pracę. Zjawisko to nie ma jednak żadnego odzwierciedlenia w przepisach i nie powoduje rozwiązania umowy. By do tego doszło, musi interweniować pracodawca. Instytucja porzucenia pracy funkcjonowała do 1996 r. i doprowadzała automatycznie do wygasania umowy. Taki skutek groził za naganne zachowanie podwładnego, jak samowolne uchylanie się od wykonywania pracy lub niestawianie się do pracy bez zawiadomienia we właściwym terminie o przyczynie nieobecności. Dziś nie ma takiego automatyzmu.
Decyduje szef
Decyzja, co zrobić w takiej sytuacji, należy do pracodawcy. No bo umowa o pracę wciąż trwa, jak i powstały na jej podstawie stosunek pracy. To, że zatrudniony jest nieobecny, i to bez usprawiedliwienia, nie ma żadnego znaczenia. Taka absencja nie wpływa przecież ani na zawieszenie stosunku pracy, ani na jego rozwiązanie, ani wygaśnięcie. A istniejący stosunek pracy to prawa i obowiązki, które strony powinny honorować. Zatem to pracodawcy powinno zależeć, aby go rozwiązać jak najszybciej >patrz przykład 1.
Przykład 1Pan Janek był w pracy ostatni raz 30 grudnia. Później się już nie pojawił i nie usprawiedliwił swojej nieobecności. Jego dotychczasowy pracodawca z tzw. nieformalnych źródeł dowiedział się, że pan Janek wyjechał do
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta