Dzieciaki księdza Kuhna
Drużyna przez lata szykowana na ten turniej może mieć problemy nawet z wyjściem z grupy. Od ponad pół roku przegrywa wszystkie mecze
Wolę młodszych piłkarzy, bo im zawodnik starszy, tym bogatszy, a co za tym idzie, mniej ambitny – powiedział trener Jakob Kuhn, obejmując w 2001 roku reprezentację Szwajcarii, i niemal natychmiast zaczął wprowadzać te słowa w czyn.
Najlepsi w kolorze
Jakob, zwany Kobim, na stanowisku selekcjonera nie przez wszystkich był mile widziany. Do tego czasu przez 12 lat kadrą Szwajcarów zajmowali się obcokrajowcy: kolejno Niemiec (Uli Stielike), Anglik (Roy Hodgson), Portugalczyk (Artur Jorge), Austriak (Rolf Fringer), Francuz (Gilbert Gress) oraz Argentyńczyk (Enzo Trossero), i mimo marnych rezultatów oddawanie steru w ręce obcych nadal miało wielu zwolenników. W przypadku Kuhna nie chodziło zresztą tylko o paszport. Kobi znaczy ksiądz – kibice obawiali się, że trener o miękkim sercu nie poradzi sobie z rozkapryszoną kadrą.
Po siedmiu latach Kuhn uznawany jest za najlepszego szwajcarskiego trenera w historii, prasa pieje z zachwytu i pisze, że jego drużyna wyleczyła gospodarzy turnieju z kompleksów. Szwajcarzy uważają, że ich obecna reprezentacja gra najlepiej od czasu, gdy są kolorowe telewizory. To oczywiście nawiązanie do największych sukcesów, kiedy to na mistrzostwach świata w 1934, 1938 i 1954 r. Helweci dochodzili do ćwierćfinału.
Jednak na pierwszy turniej Kuhn wprowadził reprezentację dopiero po trzech latach pracy, ale sukcesywnie odmładzał drużynę. –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta