Diabelskie prezenty dla biskupów
Przebieg sprawy biskupa Meringa pokazuje, że wewnątrzkościelna lustracja hierarchów jest działaniem pro forma. Wszelkie wątpliwości rozstrzygane są na korzyść członków episkopatu, których SB uznała za TW – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Ujawnione niedawno przez „Rzeczpospolitą” akta biskupa Wiesława Meringa (7.05.2008) potwierdzają, że peerelowskie służby rezygnowały z wymogu składania podpisu przez kapłanów. Wtedy wydawało się, że tamte działania SB są jedynie sztuczką pomocną w zakłamywaniu sumień księży wciąganych w nieczystą grę. Ale okazuje się, że ten diabelski podarek odgrywa ważną rolę także i dziś – ułatwia dawnym tajnym współpracownikom w sutannach ucieczkę od moralnej oceny ich czynów. Brak podpisu jest uznawany przez wielu ludzi Kościoła za dowód, że żadnej nagannej współpracy nie było. Sztuczka funkcjonariuszy SB wydaje dziś wyjątkowo zatrute owoce.
Bez esbeckiego cyrografu
Dobrą ilustracją do pytań o ocenę „współpracy bez podpisu” jest przypadek bp. Meringa. W dokumentach SB na jego temat zachowały się zapisy, że duchowny został pouczony o haśle i odzewie operacyjnym dla rozpoznania agenta SB oraz znaku rozpoznawczym, o potajemnych spotkaniach z agentami służb PRL i przeprowadzeniu przez esbeków specjalnego szkolenia. Zanotowano, jakimi prezentami obdarowano księdza przy okazji jego spotkań z SB. Po publikacji artykułu w naszej gazecie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta