Jedzenie to namiętność
Będziemy celebrować ten wieczór niczym spotkanie w alkowie – obiecał mi gitarzysta Marek Napiórkowski, gdy zaprosiłam go do słynącej z owoców morza restauracji. I rzeczywiście – jak sięgający szczytu kochankowie otarliśmy się w Osterii o śmierć
Krewetki, bliny, stek ze strusia. Wszystko to nuda. Brakuje w Warszawie miejsc, gdzie można by zjeść choćby fugu – rybę, w której wątrobie, jajnikach i jądrach występuje tetrodotoksyna, trucizna dużo silniejsza od cyjanku. Wytrawni smakosze jedzą fugu z nadzieją, że poczują na języku powodujący przyjemne odrętwienie ślad tej toksyny; niepewni, czy nie jest to ostatni posiłek w ich życiu. To w Japonii.
Turlać się w bezdechu
W Warszawie można na razie doświadczyć „fugu po polsku”, czyli zamówić ostrygi, drżąc lekko na całym ciele, czy aby są świeże, czy może sprowadzane z dalekich stron nie były przechowywane o kilka dni za długo z dala od oczu klienta.
Ostrygi to najwyższy stopień wtajemniczenia, dzieło sztuki równie piękne jak niektóre gitary
Zepsuta ostryga bowiem może załatwić słono płacącemu za nią klientowi szybką eksmisję z tego padołu. Jeśli jednak jeszcze nie zbieramy się do zejścia, to warto jeść ostrygi w restauracjach, gdzie ich dostawy są częstsze niż co czwartek. Takim miejscem jest Osteria przy Kruczej 6/14. Tu – jak zapewniał nas kelner, gdy z Markiem Napiórkowskim...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta