Ludzie ze świecznika też mają prawo do prywatności
O procesach gwiazd i gwiazdeczek z kolorową prasą – m.in. o tym, po co idą do sądu, i czy 100 tys. zł to wystarczające zadośćuczynienie – rozmawiamy z adwokatem Maciejem Ślusarkiem
Rz: Prowadzi pan głośne sprawy z kolorową prasą o ochronę prywatności, dobrego imienia, nienaruszalność wizerunku znanych postaci, m.in. aktorek i piosenkarek. Dla dziennikarzy taka rozprawa to małe święto – jest wesoło na sali sądowej i wokół. Pan jest na nich bardzo poważny. O co chodzi? O profesjonalizm czy tremę? O gwiazdy czy pieniądze?
Maciej Ślusarek: Sąd to miejsce poważne, niezależnie od sprawy, którą rozpatruje – to po pierwsze. A po drugie – zwykle sprawy, które wrzucił pan do jednego worka, są bardzo ważne dla osób, których dotyczą. Często są efektem wyssanych z palca informacji o czyimś życiu prywatnym zamieszczonych w wysokonakładowej gazecie, a czasami jeszcze powtórzonych w reklamie telewizyjnej. Krótko mówiąc, słyszała o tym cała Polska, tyle że to kompletna nieprawda. Proszę mi wierzyć, osobie, której to dotyczy, nie jest do śmiechu.
Pomówmy o pieniądzach, bo o to chyba chodzi gwiazdom i gwiazdeczkom. Przecież nie o te parozdaniowe przeprosiny ani nie o zakaz fotografowania – one bez tego pewnie żyć nie mogą.
Różne są motywacje wnoszenia spraw do sądu. Głównie chodzi o poszanowanie ich decyzji o nieupublicznianiu jakiejś drobnej części życia prywatnego, którą gwiazdy postanowiły sobie zostawić. Służą temu przeprosiny i pieniądze. Poza tym często chodzi o komercjalizację wizerunku. Nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta