Śmierć spekulanta
Miliarder Adolf Merckle przeszedł do historii jako pierwsza ofiara kryzysu finansowego. Nie żyje, bo zaplątał się w swe interesy, dalekie od ideałów protestanckiej etyki kapitalizmu - pisze Piotr Jendroszczyk z Berlina
Maszynista pociągu zdążającego do Ulm 5 stycznia tego roku zapisał w rejestrze, że w okolicach miejscowości Blaubeuren usłyszał uderzenie w korpus lokomotywy. Podejrzewał zderzenie z dzikiem czy jeleniem. Kilka godzin później na torach znaleziono zwłoki mężczyzny. Był nim 74-letni Adolf Merckle. Mieszkał niedaleko. Pozostawił list, w którym prosił rodzinę o przebaczenie. Nic więcej dodawać nie musiał. Żona, a zwłaszcza trzej synowie wiedzieli dokładnie, co jest przyczyną desperackiego kroku patriarchy rodu.
Media rzuciły się na wiadomość o śmierci miliardera z dawno niewidzianym zapałem. Odżyły natychmiast legendy o milionerach skaczących z okien budynków Wall Street w październiku 1929 roku na wieść o krachu na giełdowym parkiecie. Dla zdecydowanej większości Niemców śmierć Mercklego stała się nagle pierwszym złowrogim zwiastunem nadciągającego kryzysu. Dopiero co zakończył się sezon świątecznych szaleństw zakupowych. Niemcy wydali w ostatnich tygodniach rekordowe sumy, znacznie więcej niż przed rokiem. – Kryzys? W Ameryce tak, ale u nas?! – mówią pytani na ulicach obywatele jednego z najbogatszych państw świata.
Przed kryzysem ostrzega od tygodni kanclerz Angela Merkel, politycy i ekonomiści straszą nawet 4-proc. spadkiem PKB w tym roku. Ale giełdowe załamania i utopione oszczędności w certyfikatach Lehman Brothers dotknęły stosunkowo niewielu Niemców. Pustkę w kieszeniach czują...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta