To były prawdziwe momenty wspólnoty
W rocznicowy, powstańczy weekend odbyłam maraton. Bieg po kolejnych uroczystościach, którymi przypominano bohaterów 1944 r. Dwa momenty wywarły na mnie szczególne wrażenie. Pierwszy, gdy o godz. 17 zawyły syreny, a na Powązkach zapanowała cisza. Naprawdę tak, jak chcieli powstańcy. Nawet jeśli komuś zdarzyło się coś zaszeptać, był szybko uciszany syknięciem sąsiada:
– Ciiiiszsz! A że jakaś grupka jednak zabuczała? Trudno. To margines. Ważne, że zdyscyplinowany tłum zdominował rozrabiaczy.
Drugi moment wzruszenia przeżyłam, gdy sobotniego wieczoru z blisko 10 tys. gardeł na pl. Piłsudskiego wydobył się śpiew „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój!”. To była wspólnota. Czuło się radość z tego wspólnego śpiewania. Tam było widać, że warszawiacy wolą czynem, nawet tak prostym jak śpiew, oddać hołd powstańcom, niż wysłuchiwać kolejnych tyrad polityków.