Czy Amerykanie wrócą na Marsa
W Rosji i Iranie nikt się z noblistą Obamą specjalnie liczyć nie będzie. Bo agresywne reżimy poważnie traktują nie pokojowe nagrody, ale wyłącznie siłę – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Pokojowa Nagroda Nobla dla prezydenta USA Baracka Obamy jest kolejnym krokiem w kierunku jej (oczywiście, nie finansowej) dewaluacji. Nagroda staje się ideologiczną manifestacją, coraz mniej mającą wspólnego z realnymi działaniami, które przyczyniają się do pokoju na ziemi. Problem z pokojem bywa zresztą wyjątkowo paradoksalny i wielokrotnie działania na rzecz jednostronnego rozbrojenia prowadzą do zwiększenia zagrożenia. Europejscy pacyfiści przed II wojną światową przyczynili się do jej wybuchu i byli obiektywnymi sojusznikami Hitlera. Natomiast arsenał nuklearny Stanów Zjednoczonych powstrzymał Związek Sowiecki od agresji i był globalnym czynnikiem pokojowym przez pół wieku.
Nagroda dla Obamy jest wprawdzie mniej kompromitująca niż dla byłego wiceprezydenta USA Al Gore,a, ale jednocześnie bardziej ostentacyjna. Gore dostał swoją nagrodę w dużym stopniu za manipulację czy wręcz fałszerstwa, jakich pełen był jego propagandowy film na temat cieplarnianego efektu, i całą w tej mierze działalność. Aby się o tym dowiedzieć, trzeba było jednak przebić się przez niezwykle intensywną ekologistyczną propagandę. W wypadku Obamy sprawa jest jasna: nagrodę dostał za to, że w oczach noblowskiego komitetu jest anty-Bushem. I tylko za to. Jak wygląda bilans jego pokojowych działań?
Skompromitować Obamę
Można wręcz uznać, że Iran i Rosja zmówiły się, aby...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta